Dlaczego armia mężczyzn wyrusza na podbój świata
w legginsach z żelową wkładką i relacjonuje to na Instagramie?
Dlaczego pewnego dnia mężczyźni zaczynają pędzić ścieżką rowerową z prędkością bolidu, a na wyprawę w Beskid Niski wyruszają ubrani jak na zimowe podejście na K2? Pewnie z tego samego powodu, dla którego przebyte kilometry odnotowują w aplikacji zgodnie z zasadą: "Strava or it didn't happen" (Strava, albo tego nie było). Oto kryzys wieku średniego w nowej cyfrowej odsłonie.
Czerwony kabriolet, złoty zegarek i krawat w misie to przeżytki. Fasadę młodości pomagają dzisiaj podtrzymać najnowsze sprzęty do nurkowania, wspinaczki, jazdy na rowerze, kite’a lub weekendowe skoki na spadochronach i odmierzanie kalorii w modnych aplikacjach. W dbaniu o siebie i uprawianiu sportu nie ma nic złego, przeciwnie – to znacznie lepszy trend niż polegiwanie na kanapie i zajadanie stresu odgrzewaną pizzą. Jednak wraz z pojawieniem się kryzysu wieku średniego aktywność fizyczna lub dbanie o własny wygląd zaczynają być traktowane ze śmiertelną powagą – ścieżka rowerowa staje się prywatnym torem wyścigowym, a każdy spacer jest treningiem wzbogaconym o wypady i pompki.
Lęk przed śmiercią a bidony
Zdania na temat samego zjawiska są podzielone, ale badacze są zgodni, że kryzys wieku średniego jaskrawiej objawia się u mężczyzn niż u kobiet i przekłada się na ich samopoczucie około czterdziestki. Lęk przed spadkiem sprawności fizycznej i świadomość, że wiele rzeczy i możliwości przestało być dla nich dostępne, są uczuciami jak najbardziej realnymi. Jak piszą badacze Alexandra M. Freund i Johannes O. Ritter w artykule naukowym pt. „Midlife Crisis: A Debate„.
„Bez wątpienia kryzys średniego wieku jest najpopularniejszym konceptem opisującym dorosłość. Mając przed sobą perspektywę ograniczonego czasu, jaki pozostał do śmierci, mężczyźni zaprzestają aktywnego dążenia do osiągnięcia celów i poddają rewizji swoje sukcesy, podsumowują to, co się udało, a czego nie udało im się zdobyć i czasem podejmują drastyczne kroki, by spełnić swoje marzenia”. W dalszej części pracy autorzy powołują się m.in. na Daniela Levinsona, który był jednym z prekursorów badających to zjawisko i piszą o utracie złudzeń, graniczącej z rozczarowaniem i nabraniu cynicznego podejścia do życia.
Jaki związek z lękiem przed śmiercią ma kupowanie najnowszych kasków, bidonów i czekanów? Gadżety i akcesoria świetnie nadają się do pokazywania w mediach społecznościowych. Podobnie jak wyniki maratonów czy przejażdżek rowerowych, które w odniesieniu do wyników własnych lub kolegów stają się „życiówkami”, których można sobie nawzajem gratulować i które można szeroko udostępniać. To jest geneza zjawiska określanego jako: „Strava or it didn’t happen” (Strava, albo tego nie było). Strava to nazwa aplikacji mierzącej przejechane na rowerze kilometry, a także tętno, kalorie i inne wskaźniki u sportowca. Na czym polega jej fenomen? Jak tłumaczy Paul Roberts w ciekawym eseju na bicycling.com: „możliwość mierzenia, dokumentowania i udostępniania swoich wyczynów na rowerze jest dla cyklistów równie pociągająca, co sam wyścig. Na początku, jak przyznaje, sam uznawał wrzucanie w aplikację swoich osiągnięć za drugorzędne. „Priorytetem było samo doświadczenie. Obecnie nie jestem tego taki pewien. (…) ja i wielu innych cyklistów zaczęliśmy cenić cyfrowy zapis jazdy tak samo jak samą jazdę (…). Widziałem facetów wyjmujących smartfony, aby zrobić selfie w środku wyścigu (…)”.
Żelowa wkładka i logo z koniem
Ci faceci w peletonie wyjmujący smartfony, aby udokumentować rowerowe postępy, to Bicycle Boys, czyli Rowerowi Chłopcy. Dwadzieścia lat temu trafnie opisała ich Candace Bushnell, autorka książki „Seks w wielkim mieście”, a ich portret odświeżyła w tegorocznej powieści „Czy wciąż istnieje seks w wielkim mieście?”. Jak pisze, Rowerowi Chłopcy „są nie tylko wszędzie, ale są jak wirus, którego nie da się zatrzymać i do tego zmutowali w wiele różnych typów”. Wśród nich wyróżnia typ Milionera, który stawia na wynik, zatem na swoim wypasionym jednośladzie przemierza setki kilometrów, Gracza Zespołowego, który kilka razy w tygodniu wyrusza na wyprawę rowerową w otoczeniu innych Chłopaków lub Kawalera, który rower uznał za idealne akcesorium randkowe.
Podobny trend zauważyła brytyjska dziennikarka Helen Russel, autorka m.in. „Życia po duńsku”, w trakcie pierwszego roku mieszkania w Danii. We wspomnianej książce opisała wymianę zdań ze swoim świeżo nawróconym na bicie rekordów na kolarzówce mężem: „W weekend moda się zmienia: wszyscy zakładają wdzianko z lycry i montują bidon z napojem energetycznym – to na wypadek, gdyby podczas przejażdżki spadł im poziom cukru”.
Dlaczego w pewnym wieku armia mężczyzn wyrusza na podbój świata w legginsach z żelową wkładką i relacjonuje to w mediach społecznościowych? Prof. Bartłomiej Dobroczyński, psycholog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, tłumaczy to próbami wywalczenia – poprzez akcesoria i zachowania – jak najwyższego miejsca w hierarchii społecznej, a ściślej – męsko-damskiej. Odnosi się w swojej diagnozie do tradycyjnych wzorców, które były systematycznie rewidowane przez ostatnie dekady, ale jednak pozostają silne, co widać również na Instagramie i innych kanałach społecznościowych.
– Wzorce kulturowe wymagają od mężczyzn, aby byli kapitanami i podejmowali ekspansywne zachowania. Zakłada się, że na poziomie funkcjonowania samców ich głównym celem jest przetrwanie i bycie jak najwyżej w hierarchii, co w efekcie zapewnia możliwość zdobywania jak najwartościowszych partnerek seksualnych – tłumaczy naukowiec. Przebieranie się za zawodowych kolarzy lub wspinaczy wysokogórskich i publikowanie zdjęć z każdej wyprawy w mediach społecznościowych to, według badacza, nic innego jak poszukiwanie uznania innych. – Współczesny świat jest tak skonstruowany, że wymusza ciągłe pytanie o tożsamość. Bez przerwy muszę odpowiadać na pytanie, kim jestem, dbać o wygląd, przeglądać się w lustrze społecznym. Żyjemy w ustroju niewolniczym i musimy wykonywać mnóstwo czynności, aby zapewnić sobie aprobatę otoczenia – wyjaśnia profesor. To by tłumaczyło, dlaczego wielu mężczyzn koło czterdziestki wbiega na Giewont ubranych jak na zimową wyprawę na Annapurnę, a godzinę sprawdza na zegarku, który jednocześnie pokazuje czas na kilku kontynentach i ma chronograf.
Przekroczenie czterdziestki może się również wiązać ze zmianą zawartości męskiej szafy. Spodnie rurki, T-shirty z podobiznami AC/DC, kolorowe trampki – kto tego nie zna? Mężczyźni pochłonięci zmaganiem się z kryzysem wieku średniego czasem z trudem znajdują balans pomiędzy wizerunkiem młodzieżowym i dorosłym. W prześmiewczym artykule w „The Guardian” aktor i komik Romesh Ranghathan, sam 41-letni, przyznaje, że na polu „ubierania się stosownie do wieku” odniósł porażkę na całej linii. „Patrzę na niektórych moich kolegów, którzy są uwięzieni w klubie blezera-i-eleganckich-butów. Zaczęli już dyskutować o drogich zegarkach, a nawet o spinkach do mankietów (…). Rozważałem zainwestowanie pieniędzy w ubrania od projektantów, ale jest to super drogie i jest coś tragicznego w płaceniu ogromnych sum za zwyczajnie wyglądający strój z logo konia”. Sam Ranghathan występuje zwykle w luźnym zestawie, na który składają się marynarka i wzorzysta koszula, niemające wiele wspólnego z wizerunkiem aspirującego lorda w koszulce polo.
Warto też pamiętać, że na Instagramie znajdziemy przykłady trafnego dobierania stylu do wieku. Dobre wyczucie mają 30- i 40-letni polscy influencerzy, m.in. Ekskluzywny Menel, Modny Tata, prezenter Olivier Janiak lub model Rafał Maślak, którzy przy okazji wspierają na swoich profilach model zaangażowanego ojcostwa.
Cicha rozpacz czy hulajnoga?
Mężczyźni przebrani za nastolatków lub pedałujący po ścieżce rowerowej z tętnem na granicy zapaści wydają się desperacko mocować z upływem czasu. – Ludzie pragną za wszelką cenę zatrzymać to, co było, chcą mieć faustowskie: trwaj chwilo, a zarazem widzą, że ich stan i możliwości zaczynają się pogarszać. Większość mężczyzn nie jest w stanie przed sobą przyznać, że kobiety będą im raczej ustępowały miejsca w tramwaju, niż chciały się z nimi zapoznać – ocenia prof. Dobroczyński. Media społecznościowe podobnie jak promują wyidealizowane wizerunki kobiet, tak samo wpływają na podkręcanie wizerunku mężczyzn osiągających kryzysowy półmetek. Surowe filtry, motywacyjne opisy i dynamiczne video kręcone kamerką w trakcie peletonu – wszystkie te narzędzia wraz z różnymi aplikacjami przychodzą w sukurs mężczyznom chcącym pozować na herosów. Wiadomo, że odpowiednio sfotografowana tatrzańska dolina może udawać Chamonix, a wzniesienie zdobyte przez bohatera wyprawy – himalajski szczyt.
Z drugiej strony, jeśli ta nadbudowa pomaga się komuś uporać z poczuciem utraty mocy i podkolorować przeciętne osiągi sportowe dla polepszenia humoru, to nie jest koniec świata, co zresztą podkreśla prof. Dobroczyński. – Kim ja jestem, żeby oceniać, czy to, co komuś przynosi radość, jest dobre czy nie? Jeśli ktoś nie ma dostępnych innych perspektyw, to sobie nie wytłumaczy, że ma inne opcje niż otaczanie się przedmiotami. Ludzie nie myślą o tym tak świadomie. Poza tym sam jeżdżę do pracy hulajnogą, a jestem po sześćdziesiątce. Co mam do wyboru: cicha rozpacz czy hulajnoga? Wybieram hulajnogę.