Eksport znad Wisły osiąga historyczne szczyty
Pokochaliśmy zakupy w Chinach, ale teraz to Chińczycy mają okazję do przekonania się, że Polacy nie gęsi i swój przemysł mają. Już zeszły rok był rekordowy pod kątem sprzedaży, a przyszłość maluje się w różowych barwach. Jak wybić się na wznoszącej fali?
„Xiaomi lepsze”, „Zakupy na Ali”, „Itemy z Chin”, czy „Matka Boska BezVatowska” – to slogany, które jeszcze kilka lat temu nie powiedziałyby niczego przeciętnemu Polakowi. Dziś jest inaczej. Chiny urosły do miana największego rynku e-commerce na świecie, a powyższe zwroty zapisały się na stałe w zakupowych podręcznikach sinofilów, którzy uwielbiają śledzenie okazji.
Jak wynika z danych Goldman Sachs, w zeszłym roku przez internet sprzedały się tam towary warte 750 mld dol. Amerykanie są już daleko z tyłu. W Stanach Zjednoczonych sprzedaż detaliczna przez internet wyniosła w analogicznym okresie 409 mld dol.
Chińska gospodarka rośnie, ludzie się bogacą i kupują online coraz więcej. W najbliższych latach tempo rozwoju ma się utrzymać na stałym, wysokim poziomie 23 procent. To oznacza, że chiński rynek e-commerce do końca 2020 roku podwoi swoją wartość i osiągnie niebotyczny poziom 1,7 bln dol. Chińscy konsumenci wydają w ciągu roku przeciętnie 1,3 tys. dol. online. Daje to ogromną sumę pieniędzy po przemnożeniu przez liczbę mieszkańców.
Już teraz 80 proc. dorosłych mieszkańców Państwa Środka skupionych w mega-miastach robi zakupy w sieci. Jest szybciej, wygodniej i można uniknąć tłoku czy zanieczyszczeń związanych z intensywnym życiem megalopolis. Mniejsze – jak na chińskie warunki – miasta to wciąż niezagospodarowany rynek. Staje się on oczkiem w głowie giganta lokalnych zakupów, Alibaby, który wspólnie z partnerem logistycznym, Cainiao, rozwija usługę dostawy na ten sam lub kolejny dzień. Tylko w zeszłym roku została ona rozszerzona z 50 do 200 miast.
Ekspansja Alibaby sprawia, że wielu mieszkańców Państwa Środka właśnie teraz stawia pierwsze kroki w internetowych zakupach. W ciągu najbliższych dwóch lat ma się do nich przekonać 200 mln Chińczyków, którzy wcześniej kupowali tylko w tradycyjnych sklepach. Co to oznacza dla polskich producentów eksportujących do Chin?
Dwustronny Jedwabny Szlak
Zeszły rok Polska zakończyła z historycznym rekordem eksportu. Za Wielki Mur trafiły towary warte 3,35 mld dol. (dane China Customs). Eksporterzy pobili rekord we wrześniu, kiedy sprzedali Chińczykom towary warte 1,25 mld zł. Magiczną granicę miliarda przekraczali w każdym miesiącu, począwszy od maja. Wcześniej taka sztuka udała się zaledwie pięciokrotnie.
I choć cały czas więcej od Chińczyków kupujemy, niż im sprzedajemy, to wśród naszych eksporterów zdecydowanie widać ożywienie. Dominuje sprzedaż miedzi czy mebli, z czego jesteśmy znani na całym świecie, ale sukces odnosimy także w zupełnie nowych branżach.
Chińczycy poczuli szczególną sympatię do pary polskich ilustratorów – Aleksandry i Daniela Mizielińskich. Ich „Mapy” tłumaczące geografię świata rozeszły się w nakładzie przekraczającym milion egzemplarzy. Dobrze sprzedaje się także bursztyn. I nic dziwnego, w końcu jest świętym kamieniem Buddy, czczonego w Chinach. Polska produkcja bursztynu jest warta 200 mln euro, a jej połowa już teraz trafia za granicę.
Polski e-commerce jest coraz silniejszy za granicą. Szczególnie dobrze sprzedają się odzież i obuwie, a także rękodzieło czy sztuka użytkowa. Polacy odnajdują się zarówno w produkcji masowej, jak i zajmowaniu niewielkich nisz. Wyróżniają się jakością na poziomie zachodnich producentów i niższą ceną.
Rozwija się także transport pełniący kluczową rolę w relacjach bilateralnych. Jego kołem zamachowym jest bezpośrednie połączenie kolejowe pomiędzy Łodzią a 14-milionowym Chengdu. Jeszcze 4 lata temu przemierzał je jeden pociąg tygodniowo. W całym 2017 roku było ich już tysiąc, a puste transporty zwrotne odeszły w niepamięć. Dziś kontenery wypełniają głównie produkty spożywcze – jabłka, piwo, soki, woda mineralna, wyroby cukiernicze i mleczarskie.
Jak sprzedawać w Chinach?
Większość internetowej sprzedaży odbywa się poprzez portale internetowe jak Tmall, należący do Alibaby. Działa on podobnie jak nasze Allegro, czyli jest marketplace’em, gdzie sprzedający może skonfigurować własny sklep. Produkt w momencie sprzedaży może zaś znajdować się poza Chinami, choć zagraniczne firmy najczęściej decydują się na magazyn w strefie handlu transgranicznego. Wówczas to pośrednik zajmuje się obsługą dostawy.
Ciekawe innowacje czekają na przedsiębiorców w sferze płatności, gdzie rządzą WeChat Payment i Alipay. Za pomocą ich aplikacji kupujący skanuje kod QR i potwierdza przelanie pieniędzy z własnej, cyfrowej portmonetki. Chińczycy nie lubią tracić czasu na przepisywanie długich numerów karty kredytowej. Czują podobną awersję również do długiego czasu oczekiwania na odpowiedź ze strony sprzedawcy. 9 na 10 z nich uważa, że oferta powinna być dostosowana do ich potrzeb, a sprzedawca dostępny pod ręką.
A co Chińczycy lubią? Lista zakupowa jest długa, ale najczęściej przewijają się przez nią ubrania, buty, biżuteria i jedzenie – produkty, sygnalizujące status. Ważne są też gadżety i programy, które umożliwiają pozostawanie w kontakcie z najbliższymi. Pierwsze miejsce dzierżą oczywiście smartfony, bo 98 proc. chińskich internautów łączy się z siecią właśnie przez urządzenia mobilne. Dlatego sprzedając do Chin należy zadbać o przygotowanie lekkiej i responsywnej strony produktowej, która szybko ładuje się na mniejszym ekranie. Liczy się każda sekunda, bo konkurencja jest ogromna.
W nawiązaniu relacji z pośrednikami i klientami kluczowe jest także zrozumienie odmiennych realiów i kultury. Inwestycja czasu i pieniędzy może się wówczas zwrócić z nawiązką, bo większego rynku niż chiński po prostu nie ma.